poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Ryzykowne decyzje

Po przeczytaniu listu, zgniotłam go i cisnęłam nim na podłogę. Byłam wściekła. W głowie ciągle zadawałam sobie te same pytania: Dlaczego Mat na to pozwolił? Czemu zostałam sama? Co ja teraz zrobię? Cała ta sytuacja zaczęła mnie przerastać, momentalnie rozbolała mnie głowa. Ostrożnie wstałam z sofy i poszłam do kuchni. Postanowiłam coś zjeść i wypić kawę. Było dość wcześnie, a za oknem słyszałam głośne rozmowy. Głównie narzekanie i jakieś przekleństwa. Zaciekawiona wyjrzałam zza rolet. Na ulicy stała duża ciężarówka, obok niej stało dwóch mężczyzn. Oboje byli dość wysocy i umięśnieni. Wtedy zorientowałam się, że wnoszą oni meble do domu, który stał obok. Prawdopodobnie lada dzień ktoś się tutaj wprowadzi, a może już się wprowadził. Miałam tylko nadzieję, że będą to jacyś normalni ludzie. Znudzona obserwowaniem zabrałam się za śniadanie. Zrobiłam sobie szybką sałatkę z grzankami i kawę z mlekiem. Następnie wzięłam wszystko ze sobą i usiadłam przed telewizorem. Nie mam pojęcia jak długo siedziałam, ale zaczęło mnie to denerwować. Nie miałam nawet z kim porozmawiać. Postanowiłam pochodzić trochę po domu. Wpadłam też na pomysł żeby trochę poobserwować co się dzieje w sąsiednim domu. Weszłam po schodach na pierwsze piętro i otworzyłam pokój który znajdował się nad kuchnią. Był to jakiś gabinet. Ściany miały pastelowe kolory. Było tutaj dużo regałów, wygodne fotele, dwa stanowiska z komputerami, a w rogu pokoju stała sztaluga. Wtedy przypomniał mi się mój pokój u rodziców. Było tam mnóstwo moich rysunków. Może nie byłam jakoś bardzo utalentowana, ale coś tam potrafiłam namalować. Tak czy siak, teraz nie miałam na to ochoty. Postanowiłam podejść do okna i znowu coś podejrzeć. Gdy już do niego podeszłam nieoczekiwanie ktoś zadzwonił do drzwi. Momentalnie zesztywniałam. Wiedziałam, że nie powinnam otwierać, ale jednak postanowiłam sprawdzić kto to. Bezszelestnie zeszłam na dół i podeszłam do drzwi. Przed nimi stał jakiś mężczyzna, spojrzałam uważniej. Wtedy go rozpoznałam, był to jeden z tych pracowników. Otworzyłam drzwi.
- Dzień dobry, przepraszam że przeszkadzam, jesteśmy z firmy meblowej i zostaliśmy zatrudnieni u Pani nowego sąsiada. Czy mógłbym Panią prosić o przysługę?- zapytał.
-To zależy jaka przysługa.- odpowiedziałam niepewnie.
-Niech się Pani nie martwi. To nic takiego.- uspokoił mężczyzna.- Mianowicie, Pan Whitney miał się zjawić dwie godziny temu, ale jeszcze nie przyjechał, a my musimy się już zbierać i nie mamy gdzie zostawić dla niego kluczy.- wyjaśnił.
-A próbował Pan do niego zadzwonić? -zapytałam.
-Tak, niestety nie odbiera. Bardzo proszę, niech Pani przekaże mu klucze.- poprosił.
-Bardzo mi przykro, ale nie mam pojęcia jak wygląda Pan Whitney i obawiam się, że przekazałabym klucz komuś innemu.- starałam się jakoś wybrnąć.
-Niech się Pani zlituje, przecież mało kto tutaj przyjeżdża. Z tego co się orientuję na tej ulicy mieszka może dziesięć osób.- dalej namawiał.
-A wie Pan o której mniej więcej może się zjawić mój sąsiad?- zapytałam zrezygnowana.
-Już niebawem. -odpowiedział z uśmiechem.- Nie będzie musiała Pani długo czekać.
-No dobrze. Oddam klucz.- wysiliłam się na uśmiech.
-Dziękuję Pani z całego serca, ratuje nam Pani życie. Jesteśmy już trochę spóźnieni, a musimy jeszcze zrobić dwa kursy. - uścisnął mi dłoń i podał klucze.- Jeszcze raz dziękuję. Do widzenia.
-Do widzenia.

Odprowadziłam go wzrokiem do furtki i zamknęłam drzwi. Weszłam do środka i położyłam klucze na blacie w kuchni. Byłam na siebie zła, nie powinnam mu otwierać. Teraz jeszcze będę musiała wyjść z domu. A jeśli nowy sąsiad okaże się jakimś niebezpiecznym mężczyzną. Biłam się z myślami, nie wiedziałam co z sobą zrobić. Nalałam sobie soku do szklanki i poszłam do gabinetu. Podniosłam obie rolety i włączyłam komputer. Postanowiłam obejrzeć jakiś film, ale ciągłe wyglądanie przez okno mnie rozpraszało. Sięgnęłam więc po jakąś książkę. Zdziwiłam się ponieważ strasznie mnie wciągnęła. Czytałam ją chyba z cztery godziny, a sąsiad nadal nie przyjeżdżał. Zrobiłam sobie krótką przerwę. Zeszłam na dół, poszukałam telefonu i nalałam sobie kolejna szklankę. Gdy wróciłam ponownie wzięłam się za czytanie. Po dwóch godzinach strasznie burczało mi w brzuchu. Zasłoniłam rolety, wzięłam książkę ze sobą i zeszłam do kuchni. Postanowiłam przygrzać wczorajszy obiad i zrobić sobie kawę. Co jakiś czas wyglądałam przez okno. Oczywiście nikogo nie było. Zaczynałam się coraz bardziej denerwować. Po zjedzeniu ciepłego posiłku zaczęłam powoli pić kawę. Za oknem ciemniało, nie wiedziałam co robić. Czytanie mnie już męczyło i rozbolała mnie głowa. Wzięłam się za zmywanie. Gdy skończyłam ponownie zaczęłam wyglądać przez okno. Nadal nikogo nie było. Wkurzona poszłam do salonu i włączyłam telewizor. Położyłam się na sofie i zasnęłam. Gdy się obudziłam i spojrzałam na zegarek, od razu pobiegłam do kuchni. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam nadjeżdżający samochód. Z jednej strony się ucieszyłam, ale z drugiej zestresowałam.Niestety auto pojechało dalej. Wtedy straciłam już nadzieje, że ten Pan Whitney w ogóle nadjedzie. Zrezygnowana wyjęłam z lodówki jogurt, ale odłożyłam go. Poszłam na górę do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Ubrałam się w jakieś czyste ubrania i suszyłam włosy. Gdy byłam już ogarnięta zeszłam na dół i zaczęłam czytać w kuchni. Około pierwszej w nocy podjechał jakiś samochód. Wysiadł z niego mężczyzna. Zaczął kręcić się na chodniku, po czym próbował otworzyć bramę pod domem. Niestety nie miał kluczy. Wtedy oprzytomniałam i momentalnie wstałam. Wzięłam ze sobą klucze i wyszłam przed dom. Już pod domem słyszałam, że Pan Whitney jest zły. Cały czas klął pod nosem. Gdy mnie zauważył od razu przestał i zaczął mnie obserwować. Kiedy podeszłam do niego bliżej to on zaczął mówić pierwszy.
-Bardzo mi przykro, nie chciałem Pani obudzić, ale Ci niekompetentni pracownicy nie zostawili mi kluczy.-zaczął.
-Ja..
-Naprawdę Panią przepraszam, niech się Pani nie gniewa. Jestem bardzo zły, dlatego słyszała Pani te słowa. Obiecuję, że nie będę.- ciągnął.
-Proszę pozwolić mi coś powiedzieć.- podniosłam głos.
-Rozumiem, chce Pani dzwonić na policję. - rzucił.
-Posłucha mnie Pan w końcu.- powiedziałam beznamiętnie.
-Tak, proszę mówić.- powiedział i spojrzał na mnie.
-Pańscy pracownicy...-zaczęłam.
-Oni też hałasowali? - powiedział poirytowany. - Bardzo przepraszam. Naprawdę to nie moja wina.- tłumaczył.

Rozzłoszczona, bez słowa podałam mu klucze i zaczęłam zmierzać w kierunku domu. Mężczyzna zaczął za mną iść, ale w pewnym momencie zrezygnował. Gdy byłam już na podwórku lekko odwróciłam głowę i zerknęłam w jego stronę. Pan Whitney właśnie wsiadał do samochodu. Bez zastanowienia weszłam do domu, zamknęłam drzwi i poszłam położyć się do sypialni. Spałam jak zabita. Obudziłam się po dwunastej. Od razu poszłam zjeść jakieś śniadanie i napić się ciepłej kawy. Rolety w kuchni nadal były odsłonięte więc korzystając z okazji wyjrzałam przez okno. Przed domem Pana Gadulskiego znowu stała ciężarówka z meblami. Chyba nawet Ci sami pracownicy, gdzieś tam między nimi co jakiś czas kręcił się mój nowy sąsiad. Postanowiłam odsunąć się od okna i od razu zasłonić rolety. Nie chciałam się z nim kolejny raz spotykać, przecież miałam nigdzie nie wychodzić. Po skończonym posiłku postanowiłam rozpakować swoją walizkę. Była dość lekka więc bez trudu wniosłam ją na górę. Zaczęłam wyjmować wszystkie ubrania i układałam je na łóżku, te z szafy również. Przynajmniej wiem ile tego mam i przede wszystkim co mam. Nie myślałam, że cała ta zabawa w porządkowanie zajmie mi dwie godziny. Na szczęście poznałam całą zawartość szafy i przypomniałam sobie, że gdzieś w domu jest jeszcze garderoba. Jednak nie chciało mi się nic już sprawdzać. Postanowiłam ponownie pójść do gabinetu i coś poczytać. Na początku dokończyłam poprzednią książkę, a potem wyjęłam następną. Niestety zdążyłam przeczytać jeden rozdział i ktoś zadzwonił do drzwi.