Na pniu siedziałam jeszcze dziesięć minut. Spróbowałam jeszcze raz połączyć się z Matem, ale tym razem usłyszałam głos automatycznej sekretarki. Zdenerwowana wstałam i postanowiłam ich poszukać. Im głębiej wchodziłam w las, robiło się coraz zimniej. Rośliny rosły coraz gęściej, co jakiś czas otrzepywałam kurtkę z różnych owadów. Cała ta sytuacja strasznie mnie irytowała, zaczęłam się coraz bardziej martwić. Wydawało mi się, że chodzę w kółko. Wszystkie drzewa wyglądały tak samo, w pewnym momencie zorientowałam się, że bardzo daleko się już oddaliłam. Chciałam skorzystać z telefonu, ale oczywiście w lasach nie ma zasięgu. To zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. Zaczęłam przeklinać pod nosem i pod wpływem emocji podniosłam jakiś kamień i rzuciłam nim w pień drzewa. Kamień upadł na ziemię, co mnie w ogóle nie zdziwiło, ale kiedy go obserwowałam, zauważyłam coś dziwnego. Trawa naokoło mnie była strasznie wydeptana, a na jednym z drzew zaobserwowałam jakiś napis. Był dość niewyraźny. Jakby jakiś adres. Wtedy skojarzyłam, że to nazwa ulicy, na której znajduje się nasz dom. Pod drzewem znalazłam również telefon Mata. Niezwłocznie go włączyłam. Tak, jak się spodziewałam, znalazłam na nim wiadomość do mnie. Mam natychmiast pojechać do naszego domu i wziąć ze sobą Alberta. W tej chwili zorientowałam się, że już nie jest tak wesoło. Postanowiłam pobiec. Biegłam intuicyjnie, nie rozglądałam się za bardzo, cały czas zmierzałam przed siebie. Po dziesięciu minutach ciągłego biegu płuca zaczęły mnie palić. Mogłam się tego spodziewać, w końcu ostatnio w ogóle się nie ruszam. Mimo braku sił, nie zatrzymywałam się. Starałam się iść jak najszybciej. W pewnym momencie zasięg w telefonie powrócił. Od razu wybrałam numer do Alberta.
-Sara, gdzie jesteś?- zapytał zdziwiony.
-Już wracam.- powiedziałam zziajana.- Albert musimy uciekać, Mat zostawił mi wiadomość w lesie. Proszę Cię, spakuj jakieś ubrania i weź nasze dokumenty. - powiedziałam.
-Ale co się dzieje? -zapytał zdziwiony.
-Nie mam pojęcia, ale to coś niebezpiecznego. Weź mój samochód i bądź czujny.
-A gdzie Ty w ogóle jesteś?
-W lesie, ale chyba się zgubiłam. Postaram się jakoś dotrzeć. - wyjaśniłam.
-Mam wyjść Cię poszukać? - zapytał.
-Nie, dam sobie radę. Muszę się tylko skupić. -powiedziałam i rozłączyłam się.
Postanowiłam się na chwilę zatrzymać. Rozejrzałam się dookoła. Zamknęłam oczy i szukałam z głowie drogi do domu. Oczywiście to nic nie dało. Więc nadal szłam przed siebie. Po dwudziestu minutach natrafiłam na jakąś ścieżkę, zaczęłam nią podążać. Wyszłam na jakiejś leśnej dróżce. Niezwłocznie zadzwoniłam do Alberta i poinformowałam go gdzie się znajduję. Postanowiłam nadal podążać przed siebie. Nie mam pojęcia, jak długo szłam, ale po jakimś czasie nadjechał Albert. Był calutki zlany potem. Pomyślałam, że muszę wyglądać podobnie. Wsiadłam do auta i ruszyliśmy. Samochód jechał bardzo szybko. Bałam się, że będziemy tym zwracać na siebie uwagę, ale nie chciałam już nic mówić Albertowi. Widziałam, że się denerwuje. Wtedy pomyślałam o dziewczynie i zdjęciach na ścianie. Zdałam sobie sprawę, że ona może być w to zamieszana. Na dodatek Albert z nią korespondował. I wtedy zobaczyłam ścianę i wszystkie fotografie bardzo wyraźnie. Byli na nich moi znajomi. Mat, Albert i Mike i jedno zdjęcie Jessici . W jednej chwili nie widziałam co się dzieje, ale za chwilę zorientowałam się, że ona może nas jakoś śledzić.
-Albert, zostawiłeś komputer w domu? -zapytałam niezwłocznie.
-Tak, a dlaczego pytasz?
-A telefon, czy pisałeś z niego do kogoś? - kontynuowałam dopytywanie.
-Telefon mam w kieszeni. Pisałem do niegroźnych osób. Nie musisz się martwić. - uśmiechnął się.
-Pisałeś z niego do tej kobiety ? - zapytałam, ale Albert zwlekał z odpowiedzią.- Albert, czy pisałeś do niej?
-Tak, czy to ma jakieś znaczenie ? - powiedział zdezorientowany.
-Ona ma nasze zdjęcia w pokoju. Coś jest nie tak. Może to kolejny Łowca.- powiedziałam.
-Sara, co Ty wygadujesz ? Spotkałem się z nią kilka razy, jest w porządku. Byłem nawet u niej w domu. Nie ma tam żadnych naszych zdjęć.- powiedział zdenerwowany.
- Zaraz Ci coś pokażę, to wizja którą miałam dzisiaj w łazience. -powiedziałam i przypomniałam sobie całą wizję.
Albert patrzył na mnie z niedowierzaniem jednocześnie prowadząc samochód. Nie wiedział co ma powiedzieć. Prawdopodobnie spotykał się z tą dziewczyną niejednokrotnie. Musiało go to zaboleć. W pewnym momencie wyjął telefon z kieszeni i podał mi go.
- Usuń wszystko, muszę się go pozbyć. - powiedział.
Zrobiłam to, o co prosił i wyrzuciłam telefon przez okno, kartę udało mi się zgnieść i też się jej pozbyć. W samochodzie przez chwilę panowała głucha cisza. Jechaliśmy w milczeniu przez około godzinę. Dojechaliśmy do miasteczka około szesnastej. Poprosiłam Alberta o szybkie zakupy w najbliższym sklepie. Kupiliśmy dużo jedzenia, żeby nie musieć wychodzić z domu. Gdy podjechaliśmy pod dom zorientowałam się, że nie wiem gdzie są klucze. Na szczęście były w schowku. Otworzyłam bramę pilotem. Wjechaliśmy na podwórko, od razu podjeżdżając pod garaż. W środku na szczęście było wolne miejsce na samochód. Albert zaparkował i wziął część toreb, ja wzięłam zakupy. Weszliśmy do domu od tyłu. W środku było strasznie duszno. Od razu otworzyliśmy część okien, rozpakowaliśmy zakupy i usiedliśmy przy stole w milczeniu. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie, ale potem stawało się to uciążliwe.
-Co my zrobimy Albert? -zapytałam.
-Czekamy na kolejne wiadomości od Mata.- odpowiedział.
Nic mu nie odpowiedziałam, nie chciałam znów go męczyć. Wstałam i postanowiłam zrobić coś do jedzenia. Byłam strasznie głodna, na początku otworzyłam jakieś ciasteczka i zaczęłam je podjadać, ale w planach miałam jakiś ciepły posiłek. Wyjęłam makaron, mięso i ser. Chciałam zrobić lasagne i tego się trzymałam. W szafkach było pełno makaronów i przypraw. Głownie produkty z długą datą przydatności. Danie powstawało dość szybko. Już po godzinie, może trochę dłużej zaczęłam wołać Alberta do stołu. Chłopak cały czas siedział w salonie. Dużo rozmyślał, a ja nie chciałam mu przeszkadzać. Po skończonej kolacji umyliśmy wspólnie naczynia. Wtedy zadzwonił telefon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz